Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki LIX - co pana obchodzi, jak ja parkuję?

30 416  
7   36  

Jesień ludzie. Zimno, smutno, mokro, liście opadają... i nie tylko liście.Ogólnie samopoczucie tak jak i pogoda - nic się nikomu nie chce... Ale oto przed wami, jedyny skuteczny niedzielny dopalacz:

Zaczynamy "Polowaniem na ... kolorowy październik"

borgia:

Moja małżonka, sprawdza synowi - pierwszaczek - lekcje. Przygląda się jakiemuś ćwiczeniu, w którym trzeba było pokolorować owoce wedle tego ile mają sylab. No jak na przykład ar-buz to na czerwono, bo dwusylabowce mają przypisany czerwony, cy-try-na - na zielono bo trzysyabowce to zielony. Głupie to troche ale tak to skonstruowali.
Żonka czyta więc te sylaby i nagle z wyrzutem do młodego:
- Synku ile sylab ma słowo wiśnia !?
Syn z drugiego pokoju, sprzed komputera, znudzony:
- No dwie...
- Dwie. To czemu pokolorowałeś ją tak jakby miała trzy?!!!
Syn z głębokim westchnięciem: - Bo to jest czereśnia mamo

Skoro jesteśmy już przy "soli naszej ziemi" to teraz kontynuacja tematu pt: "Program - pierwsza praca... kurs dla kierowników":

grzesl:

Moja uczy w szkole. Wczoraj jeden z pierwszaków, w czasie lekcji, zaczął roznosić po ławkach malutkie karteczki. Oczywiście wyhaczyła go natychmiast i pyta:
- Łukasz, co to za karteczki?
- To są zaproszenia na występ w przerwie.
- A kto wystąpi?
- Ja i kolega.
- A co będziecie pokazywać?
- Kolega będzie tańczył, a ja będę stał!

Korzystając z tego ze temat progenitur jest wyjatkowo wdzięczny to jeszcze o doskonałym materiale na Bojownika JM. Bo o tym że bojownikiem już jest to nie ulega wątpliwości:

Ynez:

Gimnazjum. Nauczyciel prowadzi lekcję i widzi że jeden z uczniów robi coś dziwnego, mianowicie rozgniata kredę, wałkując ją długopisem przez kartkę. Zapytuje więc: Piotrek, co robisz? – Wąglika dla dyrektora.

To teraz z innej beczki. Beczki pełnej nowej rewolucyjnej substancji o nazwie... a sami zobaczcie :)

makers:

Inwestora mamy. Równie ograniczonego co upierdliwego. W trakcie budowy wpadł na pomysł zmiany układu pomieszczeń, chce z dwóch małych zrobić jedno duże. Problem w tym, że pomiędzy nimi jest ściana nośna. Gruba. Potrzebna. A gość chce ją całą wyrzucić. Praw fizyki nie zmieni i strop spadnie mu na dół (już jest wykonany, betonem zalany), trzeba zostawić z tej ściany przynajmniej z boku jakieś kawałki, górą beleczkę przerzucić, żeby stop nie spadł. Ale nasz klient, nasz pan. On wie swoje.
Po półgodzinnej dyskusji i tłumaczeniach podłamany kumpel mówi - ok. dało by się to zaprojektować, tylko trzeba by strop od spodu antygrawitolem posmarować... Klient odpuścił i poszedł. Dwa dni go nie było.

Dzisiaj wpada do nas. Czerwony jak nie przymierzając kibic Ferrari. I od drzwi zaczyna - że go w ciu... tego no - że robimy z niego pośmiewisko. Bo on 5 hurtowni budowlanych odwiedził i nigdzie nie można tego dostać. W końcu w ostatniej hurtowni ktoś mu powiedział, że gdyby ktoś wymyślił w końcu taki antygrawitol to dużo problemów by się rozwiązało...

Skoro o osobnikach ograniczonych mowa, to tym razem w roli głownej - kobieta:

box:

Spisuję umowę z klientką.
Podaję jej do podpisania załącznik,który nosi nazwę "Oświadczenie dla osoby fizycznej".
Nagle widzę w oczach kobiety oburzenie i dumę jednoczesnie:
- Jak pan może! Ja nie jestem żadna fizyczna. Ja umysłowa jestem. Ja w biurze pracuje!

To jeszcze dwie historyjki o milusińskich. Pierwsza o młódce niefortunnie nazwanej...:

kalik:

W przedszkolu mielismy kolezanke o imieniu niezbyt popularnym - Bernadetta. No i pewnego razu podczas zabaw, nowa pani przedszkolanka targana watpliwościami odmiany tego imienia pyta się nas konspiracyjnym szeptem oczekując satysfakcjonującej odpowiedzi:
- Dzieci, jak wołacie na swoją koleżankę?
Wszyscy chórem:
- Rydlicka!!!

...drugi o młodzieńcu nad wiek rozwiniętym:

biber:

Wybrał się z Młodym do lekarza. Podczas czekania na wizytę młody (5 lat ) deptał sobie po poczekalni. Nagle z gabinetu wyszła Ona. Wspaniałe długie włosy, z spod rozpiętego fartucha wystawały duże, ten tego, oczy; ubrana w krótką spódniczkę. Lekarka szybkim krokiem na swych długich nogach ruszła korytarzem. Młody patrząc za nią po chwili, rozmarzonym głosem:
- Pięknaaa kobieta..

Skoro młodzież miała już swoje 5 minut, to teraz oddajmy głos starszej dacie:

krett:

Historia mojego dziadka. Rzecz działa się bodajże pod koniec magicznych lat 60-tych - bądź w 70-tych. Mój dziadek - jako dyrektor szkoły jezdzil na różnego rodzaju konferencje itp. - własnym samochodem marki Syrena. No a wiadomo co na takich konferencjach się robiło - pochlaj w najlepsze. Wracał - już solidnie narąbany - prowadząc ten szlachetny wehikuł - jednak miał taką zasadę - nie włączał wyzszego biegu niż 2. Mimo tego, że jechał w miarę wolno na pewnym zakręcie nie wyrobił i wjechal w rów - przez co samochód przewrócił się na dach. Zyczliwi okoliczni mieszkańcy zadzwonili po milicję. Ta przyjechała po kilkudziesięciu minutach. Dialog milicjanta z moim dziadkiem:
M: Czy to pański samochod?
D: Mój.
M: Pan miał wypadek!
D: Nie.
M: No jak to nie? To czemu ten samochód leży na dachu?
D: A !!!
M: Pan jest pijany!!!
D: No pewnie! Tak źle zaparkowalem, że z tej złości musiałem się napić!

w_irek:

Podczas jednej z wakacyjnych eskapad zajechaliśmy z kumplem do Kazimierza n/Wisłą. Któregoś dnia siedzę sobie na murku przy rynku, popijając piwko i przyglądam się jak kolega szkicuje jakiś widoczek. Nagle obok nas przechodzi babinka z koszykiem na plecach i rozlega się głośne kichnięcie. Jako "dobrze wychowany młodzian" powiedziałem :
- Sto lat babciu.
Babcia kiwnęła głową i znowu " apsiiiiiiiiik ", więc ja :
- Dwieście lat babciu.
Babinka znowu podziękowała kiwnięciem głowy i ......... " apsiiiiiiiiiiiik" . W tym momencie kumpel podnosząc wzrok znad szkicownika :
- Babciu, niech babcia ku**a nie przesadza.

Teraz czas na kącik: miłosno - budowlany:

krolowa_sniegu:

Nie widzieliśmy się z whiskiem przez dziesięc długich dni i jeszcze dłuższych nocy, (ale w końcu dziś pulpet już przyjeżdża). Wczoraj w nocy ściszonymi z emocji głosami wyznajemy sobie różne rzeczy :
- Kocham cię
- Ja też cię kocham
- Wiesz co niunia, obiecaj mi jedną rzecz...
Ja przejęta:
- Jaką misiaczku?
- Jak rano otworzysz oczka, to wyjdź na balkon i spójrz w niebo dobrze??
Ja mało się nie uduszę z emocji wyczekiwania na jakieś supermegacudne wyznanie miłosne i namiętnym szeptem mówię:
- Dobrze słoneczko, ale po co??
- Bo przez cztery dni będziesz tylko sufit oglądać....

Jako że dziś niedziela, wiec nie może zabraknąć akcentów kościelnych:

Kozak:

Ogłoszenia parafialne:
W środę odbędzie się pielgrzymka prawników do Częstochowy.
Pielgrzymka rozpocznie się ukrzyżowaniem na wale...

Na koniec pozostały autentyki ze sfer szczególnie ulubionych przez nas Bojowników. Najpierw sfery wyższe, co mimo wszystko dzielić się potrafią:

Uruk-hai78:

Pewnego razu po premierze jakiegoś filmu wszyscy udali się na bankiet, na którym to oczywiście niczego nie brakowało. Towarzystwo dość szybko wprawiło się w stan wskazujący na "zużycie" i dwóch panów korzystając ze sposobności i chęci pewnych dwóch młodych kobiet wyszło na zewnątrz oczywiście nie zapominając wziąć ze sobą flaszeczki wraz z ogóreczkami jako zagrychy. Po wyjściu ustawili sobie panie przy ogrodzeniu, obnażyli siebie i je od pasa w dół i... sami wiecie co robili.  Żeby było ciekawiej to przez cały czas rozmawiali między sobą jak gdyby nigdy nic popijając wódzię i zagryzając ogóreczkami. W pewnym momencie po drugiej stronie ogrodzenia zauważyli gościa, który to najwyraźniej napalił się patrząc na to co robili (nie chodzi mi tu w tej chwili o picie i jedzenie ogórków ale o odgłosy wydawane przez te dwie panie) - kucał on sobie pod krzaczkiem i jak to mawiają... : marszczył freda.
Mawiają, że Polak Polakowi wilkiem ale nie było tak tym razem. Jeden z ciężko pracujących zaczął pokazywać mu, że jeśli tylko ma ochotę to może go zastąpić na co chłopisko pokiwało przecząco głową i dalej bawiło się samo ze sobą.

Teraz sfera studencka, bo autentyków bez żaków być nie może:

QuietC:

Mój kumpel działał w samorządzie studenckim na UJ. Odwiedziłem go kiedyś na uczelni. Mówi, że akurat pierwszy rok będzie miał zajęcia z informatyki, więc on tam się wybiera zrobić prezentację siakiegoś koła naukowego. Nie mając nic lepszego do robty wybrałem się razem z nim. Kumpel stanął sobie w wejściu i kązdemu wchodzącemu podawał rękę. Do mnie powiedział szeptem (i żartem): - Niech się uczą kto na tej uczelni jest najważniejszy...
Na to ja zaczepiam pierwszego lepszego kolesia i pytam go (wskazując na kumpla):
- Znasz go?
- Nie
- A wiesz jak ja się nazywam?
- Tak. Adam C.....
Kumpel zaniemówił. A ja się obróciłem do niego i mówie:
- Teraz wiesz, kto jest na tej uczelni najważniejszy

Jakiś czas później mu się przyznałem, że zaczepiony koleś chodził z moją siostrą przez 8 lat do jednej klasy w podstawówce...

Tym razem kilka słów o pracy naszych szanownych Bojowników:

Khot:

Pracuję w firmie zajmującej się zabezpieczeniami technicznymi (kamerki, alarmy itd.) Pewnego razu musiałem pojechać z kolegą wieczorową porą do instytucji zwanej Aresztem Śledczym w celu wyregulowania kamery. Kolega rozłożył drabinę, oparł ją o mur (z zewnętrzej stony) i wspiął się do rzeczonej kamery. Po chwili z pobliskiej wieżyczki wyłonił się strażnik:
- Coś tu Panowie będziecie robić?
- A nie, my z przepustki uciekamy

I na koniec, jako że dawno już na łamach autentyków nie gościł temat naszych walecznych żołnierzyków... to niezwłocznie trzeba naprawić ten błąd niewątpliwy:

ar2r00000

Kolega kiedyś opowiadał historię z woja jak to się bawili. Przyjechała delegacja same wojskowe szychy z Francji i innych krajów (dodam przed wstąpieniem polski do Nato). Kolega był w spadachroniarzach. Wycieczka na poligon żeby zobaczyć jak polskie chłopaki ładnie wypadają z samolotu. Więc w koszarach goście wpadli na pomysł żeby wypchnąć kukłę. Jak wymyślili tak uczynili. Szychy stoją i patrzą przez lornetki: jeden wypadł, drugi itd aż przyszła kolej na kukłę, wypchnęli i leci, szychy patrzą, patrzą a spadochroniarzowi nie otwiera się spadochron i w pewnym momencie uderza o ziemię. Wszyscy panika jadą na pole gdzie spadł a tam w międzyczasie zamienili kukłę na kolegę.
Gdy dojechali, patrzą a kolega wstaje, otrzepuje się i rzuca hasłem:
- Ale k**wa pie****nięcie".

Dodam że szychy nie mogły wyjść z podziwu, jakie to my wojo mamy.

... a że nikt nie lubi pożegnań... to jeszcze oddaje głos waszemu ulubieńcowi:

Misiek666:

Na pierwszej lekcji anglika gostek kazał mi napisać na tablicy 
"Nie lubię piwa"
Wziąłem kredę i ślicznie nasmarowałem:
"I don’t like bear".
Na co Angol mówi:
- No dobrze ale miałeś napisać że nie lubisz piwa a nie że nie lubisz niedźwiedzi.
Na co odparłem :
- Panie profesorze, a ładnie to tak ucznia do kłamstwa namawiać???

No. To, to by było na tyle... ale nie łamcie się. Wszak przecież jutro nasz ulubiony dzień tygodnia :P Do zobaczenia za tydzień.


Oglądany: 30416x | Komentarzy: 36 | Okejek: 7 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało