Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Kaczor Donald: pierzasty cwaniak w marynarskim ubranku, który robił nam dzieciństwo

19 360  
205   50  
Niedawno w lokalnym antykwariacie trafiłem na kilka tomów archiwalnych, pochodzących jeszcze z lat dziewięćdziesiątych, „Komiksów Gigantów”. Błyskawicznie odezwała się we mnie siła sentymentu i jeszcze tego samego wieczoru wróciłem po długim czasie do pełnego przygód Kaczogrodu, a mocno wytarte zębem czasu książeczki pochłaniałem z taką samą pasją, jak w pierwszej połowie ostatniej dekady XX wieku. Naturalną konsekwencją reanimacji lekko przykurzonej znajomości z Kaczorem Donaldem, moim ulubionym animowanym bohaterem z dzieciństwa, było zamówienie tegorocznych wydań „Gigantów” – i choć na brodzie zauważam coraz więcej siwych włosów, moje wewnętrzne dziecko przeżyło prawdziwy zachwyt. A że pechowemu ptaszysku w marynarskim wdzianku niedługo stuknie 90 lat ekranowych perypetii i ostatnich kilka wieczorów spędziłem w jego towarzystwie, poniższy tekst będzie poświęcony właśnie Donaldowi.
Prototyp Donalda na pierwszym planie

Kaczor Donald, oficjalnie Donald Fauntleroy Duck, po raz pierwszy został powołany do życia w 1931 roku jako przyjaciel głównego bohatera w komiksie „Przygody Myszki Miki” – był to jednak dopiero prototyp postaci, a nazwanie jego udziału w fabule choćby epizodem stanowiłoby nadużycie. Na szklanym ekranie Donald zadebiutował 9 czerwca 1934 roku przy okazji filmu „Mądra kurka” i właśnie tę datę należy traktować za pełnoprawny początek jego, nomen omen, bajkowej historii, choć wtedy musiał pogodzić się jeszcze z rolą drugoplanowego bohatera. W premierowej produkcji towarzyszyła mu świnka Peter – jedna z postaci, która nie przebiła się do panteonu kreskówek. Inspiracją stojącą za nadaniem imienia kaczorowi był zaś legendarny krykiecista z Australii Donald Bradman.

https://youtu.be/A5dowCyaP7I?si=mpbC3dGuf68gF04r
„Mądra kurka”, czyli narodziny Donalda

W momencie filmowego debiutu najsłynniejszego kaczora świata drugi z wielkich gwiazdorów uniwersum Disneya – wspomniany przed chwilą Miki – kończył już 6 lat. Nowa postać miała być zatem przeciwwagą dla ugrzecznionego, coraz bardziej przewidywalnego gryzonia. W przeciwieństwie do ogromnej większości dzisiejszych historyjek podzielonych na Kaczogród i Myszogród, wówczas obie postaci występowały jeszcze wspólnie, jak choćby w kreskówce „Koncert orkiestry dętej”. Antropomorficznej kaczce przypisano znacznie bardziej przyziemny i ludzki zestaw cech, przez co każdy – pomimo szerokiej palety jej wad – mógł bardziej utożsamiać się z nią niż z regularnie meldującą się na komisariacie myszą. Pierzasty bohater na samym początku wyglądał jednak jeszcze dość odmiennie niż w swojej kanonicznej formie – miał znacznie dłuższy dziób i stopy, był ewidentnie grubszy i poruszał się bardziej kaczo; nieco inaczej prezentował się także jego uniform i czapka. Nie zmienia to faktu, że nawet wczesna inkarnacja Donalda błyskawicznie stała się komercyjnym przebojem, a disnejowski kaczor zaczął pojawiać się w coraz większej ilości kreskówek.

Przygody Donalda z 1936 roku


Pierwszą osobą, która przeniosła nową postać na papier był Al Taliaferro – jeszcze w 1934 roku w prasie zaczęła ukazywać się cotygodniowa komiksowa interpretacja debiutanckiej produkcji z Donaldem. Równie ważny dla kreacji i rozwoju dziobatego gamonia był scenarzysta Ted Osborne – po otrzymaniu zielonego światła od samego Walta Disneya panowie zacieśnili współpracę i już dwa lata później Donald zaczął pojawiać się w serii „Silly Symphony”, choć jeszcze na próbę. Do ekipy twórców dołączył wówczas nazywany Andersenem komiksów Carl Barks, kolejny z kluczowych dla naszego kaczora rysowników – to właśnie on był twórcą postaci Sknerusa McKwacza, Diodaka czy Magiki De Czar. Mniej więcej w tym okresie Donald nabrał też obecnych kształtów – w „Dniu przeprowadzki” z 1936 roku znacznie bardziej przypominał już swoją współczesną wersję, a niedługo później pierwszy komiks z oryginalnym scenariuszem oparty na jego perypetiach ukazał się we... Włoszech. Autorem historyjek był namaszczony przez Disneya Federico Pedrocchi.


Centralną postacią ptak w marynarskim ubranku stał się natomiast w 1938 roku, kiedy to paski z nim w roli głównej zaczęły regularnie ukazywać się w amerykańskiej prasie dziennej. Komiksy zatytułowane po prostu „Donald Duck” były często pozbawione dialogów i znacznie bardziej humorystyczne niż przygody Myszki Miki. W tym samym roku przeprowadzono też ranking popularności animowanych bohaterów, w którym wkurzony kaczor prześcignął starszego, uszatego kolegę. A wśród uznanych (choć jednocześnie mało w Polsce znanych) disnejowskich nazwisk wyróżnić należy jeszcze dwóch donaldowych scenarzystów (Homera Brightmana piszącego gagi przez dwa pierwsze lata ukazywania się komiksów z serii „Donald Duck” oraz Boba Karpa współpracującego z Taliaferro przez długich 36 lat) oraz rysowników (artystycznego spadkobiercy Barksa – Chilijczyka Víctora „Vicara” Ríosa, specjalizującego się zwłaszcza w ukazywaniu tak ważnych dla kaczora emocji, a także Dona Rosy, w którego przypadku kluczem również było przejęcie schedy po starszym koledze: „Chciałem być jak Carl Barks” – przyznał młodszy o 17 lat od Donalda grafik).

Pierwowzór Angry Birds?

Wiecie, co różni Donalda od Johnny'ego Deppa, Toma Cruise'a czy Samuela L. Jacksona? Dość mało znanym elementem biografii naszego bohatera jest fakt, że ma on (w przeciwieństwie do wymienionych przed chwilą aktorów) na swoim koncie... Oscara. Dziobaty nerwus z dobrym sercem i mocno bełkotliwym głosem nagrodę Akademii Filmowej dostał w 1943 za powstały rok wcześniej propagandowy krótki metraż „Twarz Führera”. Połączenie powagi trudnych tematów tragedii II wojny światowej z vis comicą przerysowanej postaci z dzisiejszej perspektywy może wydawać się szokujące, jednak taka była potrzeba i znak czasów.

https://youtu.be/L90smU0SOcQ?si=MaTBl9RhimhuGjqL
Pomiędzy 1942 a 1944 rokiem powstało powstało zresztą sporo shortów przedstawiających Donalda na froncie, co było oczywistą konsekwencją dołączenia Stanów Zjednoczonych do wojny. Produkcje powstały na rządowe zamówienie, a animacyjna narracja kłaniała się zarówno antyniemieckim nastrojom, jak i wojennej propagandzie wycelowanej w Japonię. Naszpikowany negatywnymi azjatyckimi stereotypami był choćby odcinek „Akcja specjalna Donalda” – jedyny, w którym można zobaczyć kaczora w interakcji z wrogiem wojennym. Raczej trudno wyobrazić to sobie, uwzględniając współczesne realia Disneya – dziś chyba najpoważniejszego medialnego strażnika politycznej poprawności, dochodzącego nierzadko do granic absurdu, do komiksów dodającego adnotację: Publikacja ta w negatywny sposób przedstawia niektóre osoby lub kultury oraz/lub ukazuje niewłaściwe traktowanie innych. Te stereotypy oraz zachowania były i są niewłaściwe.

https://youtu.be/K5zXDs-nBh0?si=46XDi3OKasPr6-Wt
„Akcja specjalna Donalda”, czyli „Commando Duck”

Mocno zaskakujący może być również fakt, że pierwsze zeszytowe przedruki przygód Donalda w Polsce na rynek trafiły... jeszcze przed II wojną światową! Od 18 grudnia 1938 do 14 maja 1939 ukazywał się tygodnik „Gazetka Miki” – komplet tych periodyków został niedawno wylicytowany za ponad 3300 euro (https://onebid.pl/pl/ksiazki-i-starodruki-gazetka-miki-komplet-tygodnika-komiksowego-ukazujacego-sie- w-latach-1938-39-22-numery-unikat/1979786). Była to jednak zdecydowanie jaskółka nieczyniąca wiosny – na możliwość regularnego dostępu do disnejowskich czasopism fani komiksów w Polsce musieli czekać aż do 1990 roku. Niczym wiatr ożywczego Zachodu do kiosków trafił wówczas miesięcznik „Mickey Mouse”, a zaledwie kilka miesięcy później ukazywać się zaczął również „Donald Duck”. Ujednolicone i odświeżone pismo – już jako „Kaczor Donald” – na rynek trafiło w 1994 roku, przy okazji 60. urodzin tytułowego bohatera, i ukazuje się do dziś, choć ze znacznie mniejszą częstotliwością – przez ostatnie 3 lata w sumie wyszło zaledwie 20 komiksowych zeszytów.

Pierwszy numer „Kaczora Donalda”, 1994

Perypetie postaci z disnejowskiego świata na przestrzeni trzech ostatnich dekad przybliżała Polakom trudna do policzenia ilość tytułów i formatów. Przede wszystkim do głowy przychodzą wieczorynkowe „Kacze opowieści” ze słynną piosenką Mietka Szcześniaka, „Przygody Myszki Miki i Kaczora Donalda” czy „Myszka Miki i przyjaciele”, ale oprócz nich wymienić należy też nieco mniej kojarzone, emitowane już w XXI wieku tytuły: jak choćby „Miki i Donald przedstawiają Goofy’ego sportowca” (będące jednak tematyczną kompilacją starych odcinków) czy premierowy, interaktywny „Klub przyjaciół Myszki Miki”, kierowany do najmłodszych odbiorców. Nie sposób było też nie dać się wciągnąć w znacznie dłuższe historie w „Komiksach Gigantach”, którego nowe tomy (choć od wielu lat wydawane jako „Gigant Poleca”) wciąż można znaleźć w kioskach i salonikach prasowych.

Pierwszy numer „Giganta” – rok 1992

W Polsce bełkotliwe flow Donalda nieodwołalnie kojarzy się z Jarosławem Boberkiem, dubbingującym go od 1994 roku i mającym wyłączność na tę postać. Ta wyłączność dotyczy też samego aktora, który w wywiadach często (bezskutecznie) proszony jest o wypowiedzenie choć kilku słów głosem swojego bohatera. „Jarosław nie lubi Donalda” – w przekornie zatytułowanym artykule Polskiego Radia Boberek opowiedział o trudnej relacji z gwiazdą Disneya. „Osobiście nie mam nic do tej postaci, lecz dubbingowanie jej to żmudna, nieprzynosząca już niespodzianek praca. Między mną i Donaldem zaszło już chyba wszystko” – przyznał w 2011 roku, jednocześnie dodając, że znacznie lepsza chemia łączy go choćby z Królem Julianem. Posterunkowy z „Rodziny zastępczej” w niektórych produkcjach głos podkładał także pod Hyzia, Dyzia i Zyzia. Aktor odrzucił za to propozycję wcielania się w Donalda w ukraińskiej wersji kreskówki.

Za taki – pochodzący z 1935 roku dzbanek – trzeba zapłacić 900 funtów

Nieco zaskakiwać może informacja, że Boberek... nie był jedynym polskim Donaldem, nie był też pierwszą osobą w naszym kraju osobą dubbingującą tę postać. W emitowanych w TVP jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych „Kaczych opowieściach” to karkołomne zadanie należało do Mariusza Czajki, który nawet po wielu latach podkreślał trudność tej roli: „On w amerykańskiej wersji jest ciężki do zrozumienia, a co dopiero w polskiej. Wypowiedzenie polskich słów dla Donalda sprawiało mi najwięcej trudności” – przyznał aktor w jednym z wywiadów.

W oryginalnej wersji disnejowski kaczor mówił zaś głosem Clarence'a Nasha, będącego prawdziwym ekspertem od swojej roboty – w Donalda wcielał się od 1934 do 1983 roku, korzystając nawet ze specjalnego mikrofonu ułatwiającego zrozumienie potoczystej mowy pierzastego bohatera. Jeszcze bardziej imponujący wydaje się fakt, że Nash dubbingował słynnego kaczora także w innych językach, korzystając jedynie z transkrypcji fonetycznej – ten zabieg miał na celu ujednolicenie brzmienia Donaldowego głosu na całym świecie. Żeby zaś utrzymywać ciągłość tej formy, Nash przed odejściem na emeryturę wyszkolił swojego następcę, Tony'ego Anselmo. Zrobił to wyjątkowo porządnie, bo jego sukcesorowi niedługo wybije 40 lat podkładania głosu pod Donalda!

https://youtu.be/ylpzSm6Y-98?si=poGul61nBJMYymLT
Tom Cruise też próbował mówić Donaldem

Choć relacje rodzinne Donalda są dla miłośników kaczogrodzkiej sagi powszechnie znane, to każdy kiedyś pewnie zadał sobie kluczowe pytanie biograficzno-genealogiczne związane z jego uniwersum i... odpowiedź nie jest oczywista. Dlaczego właściwie gamoniowata kaczka opiekuje się Hyziem, Dyziem i Zyziem (w oryginale imiona chłopców to Huey, Dewey i Louie)? Czyżby coś stało się z jego siostrą? Otóż odpowiedź jest prosta i pozbawiona drugiego dna. Kaczorki w kolorowych czapkach to synowie bliźniaczki Donalda o imieniu Della (czasem przedstawiona była jako Thelma, a nawet Dumbella), której wątki przez wiele lat były skrupulatnie pomijane. Dopiero w 2017 roku odważna pilotka stała się jedną z głównych bohaterek świeżej serii „Kaczych Opowieści”, jednocześnie jedną z niewielu tak silnych i niezależnych przedstawicielek płci pięknej w Kaczogrodzie. Co ciekawe, zgodnie z pierwotnym filmowym założeniem kacze dzieciaki miały trafić do wuja tylko na jeden dzień. Nieco inaczej sytuacja została przedstawiona w komiksie, gdzie Hyzio, Dyzio i Zyzio wylądowali u Donalda na dłużej po... wysłaniu swojego ojca do szpitala po podłożeniu mu fajerwerków pod krzesło.

Della i Sknerus

A skoro poruszyliśmy temat dam... Inna ważna sprawa to perypetie sercowe Donalda. W aspekcie romantycznym to także niepoprawny pechowiec, choć już w debiutanckiej pełnometrażówce „Don Donald” w 1937 roku pojawiła się Donna – pierwszy obiekt uczuć pierzastego bohatera. Czasami powtarzana jest teoria, że ta postać była wyłącznie pierwowzorem doskonale znanej, roszczeniowej Daisy, która w razie problemów zazwyczaj szukała pocieszenia u epatującego fartem Gogusia. Prawda leży gdzieś pośrodku, ale delikatnie kieruje się w jedną ze stron. Choć oficjalna encyklopedia postaci Disneya potwierdza tezę o prototypie, to obie kaczki współwystępowały w kilku historiach (po raz pierwszy w 1951 roku), a w jednej z nich Donna spotykała się nawet z dalekim kuzynem Donalda, Abnerem, który w oryginale znany był jako Whitewater Duck.

Daisy i Donna na jednym ujęciu

Właśnie, kilka słów warto poświęcić też mniej lub bardziej kreatywnym tłumaczeniom imion bliskich kaczora: Sknerus to w oryginalne przywołujący na myśl „Opowieść wigilijną” Scrooge McDuck, Diodak przedstawia się jako Gyro Gearloose, Goguś Kwabotyn wśród anglojęzycznych fanów znany jest jako Gladstone Gander, Granit Forsant to Flintheart Glomgold, a Profesor Gladiusz Kwaczyński swoje prace podpisuje poważnym nazwiskiem Ludwig Von Drake. Warto zresztą samemu przejrzeć listę bohaterów Donaldowego uniwersum – kilka razy można się zdziwić (i dojść do wniosku, że rodzime wersje imion w niczym nie ustępują anglojęzycznym pierwowzorom). Warto też dodać, że w początkach ekspansji Disneya w Polsce zdarzały się pewne nieścisłości w nazewnictwie postaci: jeszcze w piśmie „Mickey Mouse” Goguś przedstawiony był jako Gąsior Gladstone, a inne imię miał tam nawet... Sknerus – wśród mieszkańców Kaczogrodu znany był wówczas jako Sknera Mak Kwak.

Połączone siły Donalda i Mikiego, 1993 rok

Filmy, komiksy, koszulki, kultowa guma do żucia, a nawet dzień poświęcony tej postaci – Donald towarzyszy nam od dziecka i jest tak oczywistą, integralną częścią naszego życia, że nikt specjalnie nie zwraca już większej uwagi na kaczora w marynarskim ubranku, stawiając go jako oczywistość naszych czasów obok czerwonych etykiet coca-coli czy logotypu Batmana. Ten symbol i ikona kultury popularnej ostatniego wieku w 2004 roku doczekała się – obok Mikiego i Minnie – swojego wyróżnienia w hollywoodzkiej Alei Gwiazd, przez lata była też maskotką uniwersyteckiej drużyny Oregon Ducks. Pomimo ogromnej konkurencji w postaci coraz nowszych, coraz bardziej futurystycznych i coraz mniej zrozumiałych produkcji dla dzieci, tradycyjna kreska Disneya i mocno naiwna konwencja po prostu nadal się bronią. I idę o zakład, że dzisiejsi trzydziesto-, czterdziesto- i pięćdziesięciolatkowie trafiając – choćby przypadkiem – na przygody Donalda wciąż chętnie zatrzymają się przy nich na dłużej. A żeby zakończyć tę sentymentalną podróż żywymi wspomnieniami, koniecznie odwiedźcie stronę inducks.org – w tym przepastnym archiwum Donaldowych publikacji z całego świata z pewnością znajdziecie okładki, które gdzieś zmagazynowaliście w podświadomości.
4

Oglądany: 19360x | Komentarzy: 50 | Okejek: 205 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało