Sporo tam też klimatów gotyckich. To nie koniec. Otóż, szanowni państwo, Jacko żyje, można go zobaczyć co niedzielę w Harajuku… w 6 kopiach. Tyle mniej więcej osób w przebraniu Michaela Jacksona naliczyłem w niespełna 15 minut. Niestety nie chcieli pozować. Inni jednak się nie bronili przed chłodnym okiem aparatu.
W pewnym momencie podeszły do nas dwie dziewczyny z mini ankietą dotyczącą tego miejsca. Pytały między innymi, czy takie coś można spotkać u nas w kraju. Odpowiedź była niestety negatywna. Dlaczego niestety? Bo to są strasznie zakręceni ludzie. Pokazują, że można nieco inaczej. Naprawdę z chęcią zobaczyłbym taką kolorową bandę co tydzień pod Zygmuntem, Neptunem, czy innym Mickiewiczem. Niesamowity koloryt, wspaniała wręcz dbałość o szczegóły, oni są bezbłędni! I bezbłędnie szaleni!
Tu nawet nie chodzi zawsze o przebranie. Udało nam się spotkać także lokalną wersję „Free hugs” ubraną w kimono, z wachlarzem i z szerokim uśmiechem na twarzy. Zaraz obok niego podskakiwał w rytm dość ciężkich klimatów „ktoś”, a jeszcze dalej… To był chyba najlepszy widok. Facet ubrany w zwykłe dżinsy, czarny t-shirt i z iPodem na uszach. Przecięty Kowalski, czy inny lokalny Tanaka. W metrze, na ulicy, w biurze pewnie w ogóle byście nie zwrócili na niego uwagi. Tutaj jednak to było zupełnie co innego. Ten zwykły na pierwszy rzut oka człowiek podskakiwał w rytm sobie tylko słyszanej muzyki na środku mostu w Harajuku. Facet był kompletnie w innym świecie. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy żałowałem, że nie mam kamery.
Nasza wizyta potrwałaby zapewne dłużej, ale paparazzi zrobili się dość natarczywi i zaczęli strzelać fotki Asi. O ile o pierwsze zdjęcia zostaliśmy poproszeni… W zasadzie ja zostałem poproszony o wyjście z kadru pierwszego zdjęcia. Widać gajdzini są nieciekawymi obiektami, ale blond gajdzinki są bardzo pożądane. Kolejne zdjęcia były jednak robione w lekko zakonspirowany sposób i Asia poczuła się bardzo niekomfortowo, więc trzeba się było ewakuować. Ja tam jednak jeszcze wrócę!
Czasem jednak mój umysł nie do końca wszystko ogarniał. Tak jak… tę? tego? poniżej…
No i był jeszcze facet ze sztucznym biustem (choć w sumie nie sprawdzałem), szyszkami na uszach i obowiązkową czapeczką, dzięki której obcy nie przeczytają jego myśli…
Naprawdę szalone miejsce!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą