NA DRODZE SZCZYPIORNO-ŁOMŻA. OPOWIADANIA ŚWIADKA NAOCZNEGO KRWAWYCH ZAJŚĆ.

W dniu dzisiejszym miałem sposobność rozmawiać z uczestnikiem transportu legionistów do Łomży, który w ten sposób opowiadał o znanych zajściach na drodze Szczypiorno-Łomża.
W Szczypiornie wszystko już było do wyjazdu przygotowane. Stanęli w długich szeregach legioniści o zapadłych policzkach i niezdrowej cerze, wynędzniali, obdarci. Adjutant ekscelencyi Bartha wygłosił do nich przemowę. Mówił nawet po polsku. Był grzeczny i uprzejmy. Podnosił uznane męstwo żołnierzy polskich — skoro się jednak w Szczypiornie znaleźli — mówił — niech się pogodzą z losem, bo przecież kiedyś wrócą do szeregów itd. W końcu prosił, by się legioniści przez drogę zachowali spokojnie.
Po przemówieniu weszła kompania niemieckiej piechoty, sprowadzona z Jabłonny i przed frontem legionistów zaczęła nabijać karabiny i nasadzać bagnety. Było to podkreśleniem argumentów mówcy. Nastąpiło przeprowadzanie pojedynczo oddziałami. Naprzód poszedł pierwszy pułk ułanów, potem, również pod bagnetami, artylerya, dalej piąty pułk piechoty, wreszcie żołnierze z różnych oddziałów . Po drodze z obozu do dworca powyciągali legioniści małe chorągiewki z orłem i wizerunkiem komendanta Piłsudskiego. Natychmiast im je zaczęto odbierać.

Panie z komitetu kaliskiego, które przybyły na pożegnanie, obdarowywały żołnierzy na drogę: przeważnie papierosami, kwiatami, czemś do zjedzenia itp. Wykonano kilka zdjęć fotograficznych.

Nastąpiło ładowanie do wozów.
Do każdego wozu wchodzili żołnierze niemieccy z rewolwerami u boków i z bagnetami na karabinach; każdy z nich miął po 70 ostrych naboi w ładownicach. Wniesiono też za nimi skrzynki z granatami ręcznemi.

W sobotę o godz. 11 i pół rano odszedł ze Szczpiorny pociąg z pierwszym transportem.
Wozy nieopalone, nieoświetlone, bez okien.
Cała droga, którędy miał pociąg przejeżdżać, wzdłuż toru co kilkaset kroków, obstawiona była żołnierzami niemieckimi. Gdy pociąg wjeżdżał na jakąkolwiek stacyę, już z góry był otoczony żołnierzami niemieckimi. Wozy pozamykane były na klucz. Na stacyach nie wolno było wysiąść.
Na drogę zaopatrzono legionistów t zw. suchym prowiantem, który miał im wystarczyć do niedzieli południa. W Koluszkach dano zupę o godz. 11 w nocy: zupa z brukwi, bez chleba.
Z Małkini trwała jazda do Łomży cały dzień. Przyjazd nastąpił o godz. 9 i pól wieczór. Pociąg spóźnił się o całe pięć godzin. Urządzono to w tym celu, ażeby w Łomży nie mógł wiezionych przywitać komitet kalisko-łomżyński.

Na dworcu legionistów szybko wyładowano i kazano im odejść w największym spokoju do koszar. Rzecz oczywista, że z komitetu na dworcu już nikt nie czekał. Delegacya komitetu kaliskiego i łomżyńskiego spędziła tam przeszło pół dnia. Jawiła się i młodzież szkolna. Chlebem i solą i kwiatami miano przyjąć żołnierzy. Zasięgano wiadomości u gubernatora łomżyńskiego, kiedy właściwie przyjedzie pociąg, jednakże nie dowiedziano się. Komitety czekały do godziny 8ej - wieczór, poczem wszyscy się rozeszli, gdyż nadeszła wiadomość, że pociąg przybędzie dopiero na drugi dzień rano. Tymczasem pociąg stał w czystem polu i z wyższego rozkazu, czekając tylko na chwilę, kiedy w Łomży dworzec się opróżni.

U długo więzionych legionistów, gdy wydostali się już ze Szczypiorniańskiego obozu, odezwała się tęsknota za wolnością.
To pragnienie wolności było w nich silniejsze, niż groźba kul karabinowych, rewolwerów i granatów ręcznych. Ucieczki zaczęły się począwszy od Pabianic. Chłopcy wyskakiwali oknami na trasę kolejową, a potem — co Bóg dał.
Szły gęsto za nimi strzały.
Pierwszego zastrzelono koło Łodzi. Jeden wyskoczył nieszczęśliwie i złamał kręgosłup. Ten zabił się na miejscu. Pod Ostrołęką zastrzelono dwu. Pewien legionista żyd, wyskoczywszy oknem, spadł na druty, biegnące wzdłuż toru i zaplątał się w nie. Tego położył trupem oficer niemiecki z rewolweru, wychyliwszy się z wozu z odległości może dwu metrów.
Do Łomży trzy trupy zastrzelonych przywieziono osobnym pociągiem osobowym. W Łomży zajęli Szczypiorniacy kwatery w dawnych koszarach rosyjskich, w których następnie kwaterował pułk czwarty Legionów.
Koszary możliwie zaopatrzył komitet łomżyński, sprowadził łóżka, pościel i opalał koszary przez trzy dni z rzędu.

W Szczypiornie po odejściu transportów pozostało jeszcze około 300 ludzi. Z tego około 100 poniżej lat 19, wypuszczono do domów. Gdy się skończyła rola Niemców, inne czynniki zaczęły swą działalność. Skwapliwie i z gorliwością godną lepszej sprawy przystąpiono do zaprzysiężenia pozostałych dwustu.

Ilustrowany Kuryer Codzienny, 24-12-1917

100lattemu.pl