Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki CCLXXXIII - Zrozumieć potrzeby rodziców

71 285  
364   18  
Kliknij i zobacz więcej!Dzieci zapamiętują to, co widzą i słyszą w domu. Więc uważajcie na siebie, na to co mówicie/robicie/oglądacie, zwłaszcza wtedy, gdy myślicie, że dzieci już śpią. I przygotowujcie wiarygodne usprawiedliwienia na rozmowę z wychowawczynią...

DZIEŃ BABCI


Z okazji Dnia Babci postanowiłam wczoraj wcześnie rano zadzwonić do niej z życzeniami:
[ja] - (...)Babciu! wszystkiego najlepszego z okazji Twojego święta!
[babcia] – Zapomniałaś, co?
[ja] - No nie zapomniałam, przecież dzwonię!
[babcia] - Ale ja się nie gniewam, że zapomniałaś!
[ja] - Babciu jakbym zapomniała, to bym dzisiaj nie zadzwoniła! Ale dzwonię przecież do ciebie z życzeniami!
[babcia - Taka zapracowana jesteś, to mogłaś zapomnieć.
[ja] - (...) No to cześć!
[babcia - Dziękuję za pamięć!
Heh, nie ma za co, pamięć to ja mam, ale gorzej z babcią...

by Iskierka

* * * * *

UPADEK


Oglądamy sobie rodzinką w sobotni poranek reemisję Na Wspólnej. Chodziło tam że jakaś kobiecina spadła z konia i leży w śpiączce. Komentarz mojego Taty:
- Tak to jest, jak baba chce być na górze... Chciała to ma!
Szybka riposta matki:
- Ona spadła z KONIA! Nie z kucyka!

by kokrys

* * * * *

GROŹBA


Dzieciak łaził mi pół dnia i jęczał, że niby jakiejś gry mu nie kupiłam, a wszyscy już mają, że on też chce, już, teraz, natychmiast.
Złapałam w końcu jęczydło i postanowiłam zrobić mu coś strasznego. A ponieważ zapuszcza włosy, to wymyśliłam, że mu zaplotę warkoczyki.
- Zgadnij, co ci teraz zrobię? - pytam spętanego młodego. - To coś składa się z dwóch wyrazów a zaczyna się na litery: z - w.
- Zabijesz i wypatroszysz?! - wychrypiał dzieciak

by konwalia

* * * * *

CZARNA WOŁGA


Ogólnie biorąc, Abrachił jest fachowcem świadczącym usługi, jakby tu (żeby ktoś się znowu nie obraził)... felczerskie, eee, sterylizacyjne...
- Jojca obrzynom! (wrzuca mi zza ramienia zniecierpliwiony Abrachił).
No tak.
Zatem, Abrachił w ramach swej kwitnącej działalności gospodarczej, objeżdża świńskie fermy swą czarną wołgą, która już dawno osiągnęła pełnoletność, a z facjaty to raczej na wiek po-balzakowski wskazuje.
Wołga bynajmniej nie na polskich numerach jeździ, bo Abrachił do urzędów zmiru ni ma, a poza tym, tyle lat po wiochach jeździ, z policją okoliczną się zna i nikt mu nie bruździ. Stan techniczny pojazdu też jest adekwatny do wieku, znaczy bagażnik się nie domyka, chyba że się dekiem rypnie itp. itd.
No i dostał raz Abrachił zleconko, dobrze płatne, ale ździebko daleko. Nic to, człowiek pracowity, to wsiada w wołgę i jedzie choć deszcz "leje jak z d*py u murzyna", że tak sobie pozwolę zacytować, choć nie rozumiem, i wiatr łby urywa.
Skończył Abrachił robotę, przy jeździtku kalosze robocze daj-bóg-tylko-błotem-umazgane z ociepliną filcową sruuu! do bagażnika, hop do woza i jedzie. Ale niedługo, niestety, bo dwie wiochy dalej mija radiowóz, a panowie patrząc na przejeżdżający zabytek otwierają gęby, następnie otwierają drzwi radiowozu i na sygnale mkną co koń wyskoczy 60/h za wołgą. No to się Abrachił zatrzymał, ale nie wychodzi, bo, prawda, leje. W sensie, że deszcz leje, nie Abrachił.
Doskakują przejęci panowie niebiescy do wołgi, broń odbezpieczona, mina bojowa i każą ręce do góry i bagażnik otwierać.
To Abrachił im tłumaczy, że albo jedno, albo drugie, bo nogą bagażnika nie lzia.
Koniec końców się dogadali, bagażnik generalnie okazał się właśnie nie za bardzo domknięty, a przez szczelinę wystawała, hmmm, noga. To znaczy na silnym wietrze to to wyglądało jak noga, a była to... Abrachiłowa onuca. Ocieplina znaczy. Z kalosza. Jak się policjanci pokapowali, to najpierw nie bacząc na błoto wytarli sobą trotuar i pół Abrachiłowego samochodu, a potem 10 minut próbowali akcję wywołaną odwołać, do słuchawki płacząc histerycznie i wyjąc.

by zgroza

* * * * *

CO PRZEDSZKOLAK Z DOMU WYNOSI


Znajoma z pracy ma matkę, która jest od niedawna emerytowaną dyrektorką przedszkola. Matka opowiedziała dwie historyjki dziecięce.

I.
Podczas zajęć w przedszkolu Pani przedszkolanka poprosiła dzieci by zaśpiewały jakąś piosenkę ale taką, której się nauczyły w domu a nie w przedszkolu.
Wynik: prawie 100% śpiewało "... będę brał Cię w aucie..."

II.
Po pierwszej "wpadce" ta sama przedszkolanka podzieliła dzieci na grupy i poprosiła by zabawiły się w coś w co bawią się w domu.
Jedna dziewczynka zorganizowała zabawę profesjonalnie. Na stoliku znalazły się kubeczki do zębów, wazon i papierowe talerzyki. Oznajmiła swojej grupie, że zabawią się w imprezę.
Nastąpił pierwszy z kilkunastu toastów (wódka polewana z wazonika do kubeczków), chóralne odśpiewanie STO LAT łącznie z udawaniem pijanych. Po pewnym czasie organizatorka zabawy rzekła do biesiadników w te słowa:
- Koniec imprezy, idziemy rzygać.

by luckydar

* * * * *

ŚREDNICA DRUTA


Leżę sobie wczoraj przed TV i spokojnie oglądam. Moja małżowina siedzi na fotelu obok i coś dzierga.
Nagle... moja małż zrywa się z fotela i wrzeszczy, biegając po pokoju:
- Gdzie jest centymetr?!
- Nie mam pojęcia...
- O! Jest! - znalazła...
Przez jakiś czas cisza... Wtem:
- Ile jest pi? 24?
Patrzę na nią nieco osłupiały, a ta siedzi z drutami w rękach i wełną na kolanach i coś liczy w pamięci, to jej mówię (widocznie robienie na drutach nieco przytępia umysł):
- 3,1416... o ile mi wiadomo, chyba, że coś się zmieniło...
- Aha!
I dalej cisza...
Po chwili:
- Hmmm... wyszło mi około 5, czyli te druty to "piątki"
- Ale co?! Po co? dlaczego?!
- No bo liczyłam ich średnice... zmierzyłam obwód i wyliczyłam, że około 5mm mają.
Sturlałem się z łóżka. Biorę od niej jeden drut, przykładam do centymetra i pokazuję:
- Widzisz? Tak się sprawdza średnicę, a poza tym w narzędziach masz syfmiarkę...
- Oj! Co się czepiasz! Ale widzisz?! Pamiętałam wzór na obwód koła...
Spadłem z dywanu. Po chwili krzyczy!
- Ale nie wrzucaj tego na joemonstera!

by thordjalv

* * * * *

POLITYCZNIE POPRAWNE ŻYCZENIA


Słuchając w pracy radia RMF Maxxx i rozmów prowadzących jedno hasło rozbawiło mnie do łez. Otóż jak wiadomo nasi kochani posłowie w swoich malutkich rozumkach wpadli na pomysł "rozmnażajcie się". Co też prowadzący skwitował dość krótko:
"Rozmnażajcie się... to takie powiedzenie dyplomatyczne. W mowie potocznej brzmiałoby to trochę inaczej".

by hextic

* * * * *

REPERTUAR UCZNIA


Strona główna przypomniała mi anegodtkę (podobno autentyczną) z chorzowskiego Teatru Rozrywki, który miał w swoim repertuarze musical "Rocky Horror Show" (swoją drogą wiele fragmentów mogłoby trafić do MonsterTV). I jak to w teatrze -- dzieci przychodziły na próby popatrzeć co robią rodzice, gdy akurat nie były w szkole, czy przedszkolu. Efekt był. Matkę (aktorkę) kiedyś wezwano do szkoły. Wychowawczyni wyłuszczyła jej problem:
- Poprosiłam dzieci by coś zaśpiewały, a pani synek wstał i zaczął śpiewać: "Jestem słodkim transseksualistą".

by pakowalski

* * * * *

WIEŻA BABEL


Miejsce akcji: sklepik osiedlowy na "Ż"
Czas akcji: wczorajszy wieczór
Osoby dramatu: ja (milczący świadek), Szanowna Pani Ekspedientka (w skrócie SzPE), no i nasz miejscowy-osiedlowy żulik "Dżoł"... (nie pytajcie skąd ta ksywka, po prostu tak "wieść gminna" niesie).
Akurat kupiłem na kolację jakieś "parówy" i inny stuff, a za mną w kolejce ustawił się Dżoł... Z paszczy leciało mu wódą jak smokowi wawelskiemu dziewicami...
Zapłaciłem za zakupy, zrobiłem krok w stronę wyjścia, a facet za mną do babki totalnym bełkotem:
- Blagleblagrhgnnney? Ghaaaaaaa?
Ja oczęta wytrzeszczam na SzPE z niemym pytaniem "ale o soo mu chosssi?"... na co SzPE z tajemniczym uśmieszkiem do klienta:
- Nie, Slimy już wyszły, zostały tylko Lighty.
- Pflyyyygh... - mruknął z ukontentowaniem Dżoł i opuścił sklep.
Wieża Babel drodzy Państwo... Wieża Babel

by radziczek

* * * * *

NOCNE ŁOWY


Pewnej zimowej nocy (ok godz. 12) wracałem sobie do domu od kumpla, gdzie przypaliliśmy co nieco. Tak sobie idąc myślę, jak dobrze, że w zasięgu wzroku nikogo nie ma, to i nie powinno być problemów. Aż tu nagle widzę grupkę 4 osób wyłaniających się zza krzaków. Myślę sobie "spokojnie to pewnie jacyś dżentelmeni z pannami u ich boków". Gdy mijali latarnie (ogólnie było ciemno jak to w nocy) okazało się że panien nie było, tylko 4 łysych dżentelmenów, odzianych w galowe 4-paskowe dresy. Przyśpieszyłem kroku, a oni za mną jakieś 15m. Cały czas milczeli, co tylko potęgowało mój niepokój. Nagle zaczęli rozmowę, która, mniej więcej, wyglądała tak:
- To jademy z tym gównem!
- Noo, w końcu jakiś hajs wpadnie!
- Ale dzielimy się po równo...
- Sam se znajdź frajera!
Ja już spanikowany, co by tu zrobić, żeby obyło się bez pobytu w szpitalu, a przy tym nie stracić wszystkiego, co miałem przy sobie. Najprostsza byłaby ucieczka, ale trochę ciężko z zerwanymi więzadłami w kolanie i to po lodzie...
- A jak będzie się rzucać?
- Nie będzie problema, mówię wam, że wyrżnie na stówę!
- Taa, nie ma szans...
- Ta, bez gadki bieremy to co nasze!
- To łatwe, jak odebranie dziecku cukierka, a i jeszcze zabawa będzie!
Z każdą sekundą byli coraz bliżej, a ja coraz bardziej spocony, chociaż było -10C. Gdy juz mieli mnie na wyciągnięcie ręki, zacząłem już szukać komóry i portfela...
- Dawaaaj ch*ju! - słyszę, włos zjeżył mi się na głowie, obracam się, a oni jakby nigdy nic, skręcili do knajpy, gdzie jest bilard i dra się na całą mordę:
- Który to jest ten kozak, co gra na kasę? Stawiamy 2 stówy!

by Tschoobeq

* * * * *

MĘSKA TORBA

Było to jesienią gdy brat mój miał urodziny. Pojechałem po dziadka i babcię, żeby byli z nami na rodzinnym party. Pogoda nie była najgorsza, ale ciepło to nie było. Wróciłem z seniorami do domu. Wysiadamy z auta i dziadek, który tego dnia założył czarną kurtkę, trzymał tak swoją małą torbę z rzeczami osobistymi (również czarną), że nie było jej widać. Wtem zapytała babcia:
- Romek, a gdzie masz torbę?
Na co Roman rzekł z powagą:
- Jak to gdzie? W rozporku.

by Esso

* * * * *

NIE ZGADZAM SIĘ!


Siedzę sobie ja w "ogólnodostępnym" pokoju (taki, powiedzmy, duży korytarz, z którego rozchodzi się do wszystkich innych pomieszczeń) przed maszyną piekielną, zwaną potocznie komputerem, odrabiam informatykę, choć godzina już późnowieczorna (1:30). Swoją drogą maszyna świeżo kupiona, bo stara już ledwo zipie, ale jeszcze nie zdechła, wiec chcemy szanownej mamusi złożyć ją żeby korzystała do woli i nie zajmowała nóweczki jak ktoś chce sobie JM poczytać. Kończę pracę, wpadają rodzice. Najukochańsza mamusia(do ojca):
- Ja się nie zgadzam, żeby on(ja) miał komputer w pokoju.
[ja] - Ale mamo, my ten komputer naprawiamy tobie, wstawimy go do pokoju po siostrze, z którego i tak nikt nie korzysta, i będziesz sobie łazić po n-k do woli.
[NM] - Ale ja się nie zgadzam, żeby komputer był u ciebie.
[ja] - Rozumiesz, co do ciebie mowię?
[NM] - Tak, ale się nie zgadzam...

by igordrozdz@

* * * * *

ZĘBOWA HISTORIA


Obecnie przechodzimy z moim Kochaniem ciężką fazę. Znaczy się choróbsko nas jakieś dopadło i puścić nie chce. Ja sobie nawet zrobiłem dwa dni urlopu, ale młoda nadal zapindala do pracy. W płucach nam gra jak w filharmonii. Dzisiaj rano miała odebrać po drodze do pracy pracę od koleżanki. [tak dokładnie... W drodze do pracy - pracę]. Ale ja chciałem żeby pospała jeszcze trochę i się wygrzała więc jej wczoraj obiecałem, że sam tą pracę odbiorę. Praca - znaczy się to jest jakiś wycisk szczęki, zęby itp. Wstałem rano. Pojechałem na umówione miejsce i przejąłem od koleżanki paczkę. Wracam do domu zmarznięty, przewiany. SPAAAĆ! Młoda śpi. Szybko się rozbieram i wskakuję do niej. Pyta w pół śnie:
- Zdążyłeś?
- Mm?
- Zdążyłeś?
- Gdzie?
- Czy zdążyłeś pracę odebrać?
No nie byłbym sobą gdybym atmosfery chwili lekko nie podkręcił:
- No kurcze... Kiepsko wyszło...
- Co?
- No autobus się pośpieszył - dojechała za wcześnie... Dochodzę do przystanku widzę autobus jedzie... Przyśpieszyłem kroku, podbiegam... Autobus już się zatrzymuje. Ola się wychyla z przednich drzwi z torebką. Ja już dobiegam do niej i jak się naglę nie potknę, jak się nie wypier... A jej ta torba nagle z ręki wypada, uderza w chodnik, pęka... Te zęby się rozsypują po chodniku, toczą się... Ja leżę, drzwi od autobusu się zamykają, autobus już zaraz odjeżdża... Ludzie wsiadający do niego depczą te zęby. Słyszę: "prask, kraskk, kruchhh, zgrzzzyt". Podnoszę się, ale już jest za późno. Jakiś emeryt o lasce klęka obok mnie, odrzuca laskę i krzyczy wznosząc ręce do nieba:
- BOŻE MÓJ! BOŻE MÓJ! TO BYŁY MOJE ZĘBY! MOJE ZĘBY!
... ii ...
- Misiek!
- No co?
- MISIEK!
- EE?
- NO Z TYM EMERYTEM TO JUŻ PRZESADZIŁEŚ!

by Misiek666

* * * * *

POTRZEBY MATKI


Kiedyś, kiedy mój kuzynek jeszcze roczku nie miał, wydarzyła się ta oto historia. Moja ciotka zawzięcie próbowała nakarmić malucha, który nie mniej żarliwie bronił się przed jakimkolwiek dopływem pokarmu. W końcu kuzyn rozwiązał problem, zrzucając butelkę z mlekiem na podłogę, przez co ta się rozbiła. Pokonana wycofała się tymczasowo by uzupełnić podstawowe braki w artylerii, jakim była butelka ze smoczkiem. W tym celu wysypała zawartość portmonetki na dłoń swojej nastoletniej córki i powiedziała:
- Kup jeszcze jedną butelkę bo nie mam już siły.
Kochana córcia wróciła po pół godzinie z butelką... Piwa. Nie ma to jak dzieci, które rozumiejące potrzeby swoich rodziców.

by martyna_sl@

Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM


Oglądany: 71285x | Komentarzy: 18 | Okejek: 364 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało