Zamuła glinianych wróbelków
2011-12-12 20:51:00
·
Skomentuj
Przyznaję, że zaniedbałem sprawę. Planowałem umieszczać notki ciut częściej, jednak czas skrócił mi się na tyle drastycznie, że nie mam go na tyle, by siedzieć i pisać, że mi źle, bo Vifon to już nie ta jakość.
...no doobra, HP to insza inszość:C ale fakt faktem, że czasu mam mniej. Ale nie narzekam- przynajmniej jest motywacja, żeby zrobić coś, na co wcześniej teoretycznie nie miałem czasu, a czego najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się zrobić w chwili obecnej:D poza tym każdy wolny dzień jest dla mnie teraz darem niebios. A tych w świnta wyjdzie mi aż cztery...rrrwamać.
Kup pan cegłę!
2011-11-24 20:25:24
·
1 komentarz
Słowo się rzekło, pierwsza notka za mną, czas zatem na następną. Właściwie nie planowałem dodawać nowych notek codziennie tudzież w mniejszych odstępach czasów, ale: primo- dysponuję (jeszcze:D) dużą ilością czasu, secundo- zachorzałem. No, właściwie nie do końca, bo jestem na etapie "coś mnie bierze". Kuruję się już- a jakże. Wszak sezon choróbsk wszelakich w pełni, czego Pewni Ludzie nie omieszkali zauważyć.
Jak trwoga, to do bloga
2011-11-23 21:43:59
·
2 komentarze
Przemogłem się. Choć przez lata (w sumie) broniłem się rękami i nogami, mówiłem sobie "Nie i uj, nie ma bata, nigdy, przenigdy i po trzykroć NIGDY nie będę się dzielił z ludźmi swoimi dyrdymałami", choć uważałem, że nie mam potrzeby wylewania żali na wszystko i wszystkich w ten właśnie sposób, zwłaszcza wtedy, kiedy media oraz Różni Znani Ludzie (między innymi Magda Umer oraz Andrzej Poniedzielski, którzy popełnili razem dzieło, którego tytuł sobie pożyczyłem- polecam, przy okazji) podchwycili temat i niemal każdy musiał to robić, bo to było dżezi, trędi i w ogóle kul. Ostatnio jednak zastanawiałem się, czy warto jednak złamać wewnętrzną regułę i- wzorem netlebłitis tudzież sieciowych celebrytów- założyć wideobloga. Pomysł upadł po dłuższym przemyślunku. Primo, nie mam kamery, a nagrywać kartoflem raczej nie zamierzam, choćby z powodu jakości dźwięku. Secundo, nie chcę bawić się w wielogodzinny montaż scen, bowiem ciężko mi jest wypowiedzieć się dłużej bez precyzowania, zmiany słowa w połowie zdania (bo nie odzwierciedlało ono w pełni mojej myśli mimo to, że poprzednie nadawało się), zacięcia się czy wreszcie zapomnienia, o czym się przed chwilą mówiłem. Tak już mam- ale pracuję nad tym. Zatem forma obrazowa do przelania swoich myśli upadła jak "HIndenburg" pod Nowy Jorkiem. I całe szczęście, moim zdaniem.